Aj, aj, aj - już prawie dwa miesiące pracuję zdalnie. Niektórym wydawać mogłoby się, że mam więcej wolnego czasu, bo np. nie dojeżdżam do pracy. Napiszę tak: gdybym była roślinką, to już dawno pięknie zakwitłabym przed tym moim komputerem i to pięknym kwiatem.
Dobra, ponarzekałam, a teraz do sedna. Główną postacią dzisiejszego wpisu jest mops. Konkretny mops. Wabi się Patrick, ponieważ powstał z inspiracji pewnego psiego bohatera filmowego.
Otóż jednego dnia - jeszcze w lutym - oglądałam z córką film pod takim właśnie tytułem. I wtedy dziecię moje westchnęło sobie, że uwielbia mopsy i kiedyś NA PEWNO sprawi sobie takiego przyjaciela. Po czym wyjechała dziewczyna na studia, a ja szybko chwyciłam szydełko w dłoń i powstał taki oto pupil dla zapracowanej osoby.
Długo czekał na swój debiut towarzyski, bo został prezentem imieninowym. A jeszcze, żebyście wiedzieli, jaka była otoczka wręczania tego prezentu! Krótko mówiąc dziewczę myślało, że dostaje żywego pieska i była bardzo wzruszona, dopiero po otwarciu pudełka okazało się, że co prawda naturalnej wielkości, ale jednak maskotka.
Patrick wyszedł już na pierwszy spacer
Zaprzyjaźnił się z ENYĄ
i zwiedził cały dom
Na żywego Patricka jednak trzeba będzie jeszcze poczekać...
Urocza psina:-)
OdpowiedzUsuńŁadny wyszedł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń