Po ponad miesiącu mieszkania z nami stało się tak, że NARCYZ musiał zostać sam na dwie godziny. Długo debatowaliśmy, jak wykonać tę "operację" i w końcu wymyśliliśmy, że zabezpieczenie pieska w kuchni, gdzie ma stały dostęp do wody będzie najlepszym wyjściem. Dostał świeżutko wyprane legowisko i suszone ucho sarny - nowy gryzaczek do zabawy, żeby mu się nie nudziło. Chłopak był bardzo zadowolony.
Po powrocie zastaliśmy taki oto obraz - rozszarpany worek na śmieci, które leżały na podłodze wymieszane z zerwanym z haczyka ulubionym fartuchem kuchennym mojego męża. i kuchnia wyglądająca, jak pobojowisko. A w środku tego bałaganu NARCYZ ze znudzoną miną. Najbardziej martwiłam się, że zjadł jakieś śmieci i będzie miał rewolucje jelitowe, ale minęła już doba i nic się nie dzieje (całe szczęście).
Legowisko (znowu) i fartuszek nadają się do prania. Piesek na pewno długo nie będzie pozostawiony sam w domu - tyle "wywalczył".
Czyżby mały terrorysta? :)
OdpowiedzUsuńMały łobuz. Ale słodziak
OdpowiedzUsuń