Sierpień dobiega końca, a tu żadnego wpisu nie ma. No cóż pierwszą połowę miesiąca spędziłam w Grecji.
Czy miałam możliwość korzystania z Internetu? Owszem, miałam... ale nie miałam na to ochoty ;). Komu by się chciało siedzieć przy kompie, kiedy upał taki, że tylko kąpiel w morzu jest w stanie ochłodzić umysł i ciało?
Najpierw jechałam samochodem do Wiednia, następnie leciałam samolotem do Aten i znowu jechałam samochodem do miejscowości Vasilitsi. To już był prawdziwy "koniec" Grecji. Tam kończył się asfalt i można było tylko wrócić - dalej nie dało się jechać samochodem.
Mieszkałam w domu bogatych ludzi, u których pracuje moja krewna. Zdobyła ona tak wielkie zaufanie swoich pracodawców, że dostała klucz do jednego z ich domów - tego w Grecji właśnie - by mogła sobie tam z rodziną pojechać na wakacje.
Tak wygląda część domu, w której mieszkałam ja i mój mąż
Sierpień to najgorszy miesiąc na wyjazd do Hellady, bo jest zbyt gorąco. Właściciele wyjeżdżają tam w maju, czerwcu, albo nawet w grudniu.
Dookoła same bogate wille (wszystkie puste) - cisza i spokój. Niedaleko niewielka plaża, gdzie również jest pusto - tylko my i kilkoro Włochów.
A po drodze jedliśmy winogrona i figi, które rosły sobie przy drodze (granaty jeszcze były niedojrzałe).
Po prostu , jak w bajce.
Oczywiście było też zwiedzanie - obowiązkowo Ateny. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie Meteora.
Po niemiecku nie mogliśmy się nigdzie dogadać, z angielskim też czasem były problemy. Grecy mówią po angielsku, ale bardzo dla mnie niewyraźnie. To czasem rodziło zabawne sytuacje. Pewnego razu tłumaczyłam bratankowi, co powiedziała do nas recepcjonistka w hotelu w Lamii, a wtedy ona krzyknęła: " To państwo są z Polski???" Ona też była z Polski (tata Grek, mama Polka).
Wspomnień i zdjęć mamy na długie lata. A w domu po powrocie przywitał nas... grecki upał i susza tak wielka, że do dzisiaj mamy ograniczony dostęp do wody. Ogródek nam wysechł doszczętnie. Owoce, które pięknie się w maju zapowiadały są małe, duża część pospadała z drzew. Z trawnika nic nie zostało, a rośliny ozdobne całkowicie zmarniały.
Taki urlop to jest coś:)) Cieszę się, że odpoczęłaś:) A mój ogród też wysechł tylko walczyłam cały czas o pomidory i dojrzewają jeszcze:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo był urlop, na który pojechałam po kilkuletniej przerwie. Dobrze, że mi się przydarzył, bo po powrocie do pracy mam istny "sajgon".
UsuńWspaniałe wakacje:)
OdpowiedzUsuńO, tak - chyba najlepsze, jakie do tej pory przeżyłam.
Usuń:) piękne miałaś wakacje a figi pewnie dzieki słoneczku lepsze jak we Francji :)
OdpowiedzUsuńNie mogę porównać, bo nie jadłam tych francuskich....
Usuń