O mnie

Moje zdjęcie
Moją największą pasją jest kynologia. W wolnych chwilach zajmuję się haftem, dzierganiem na drutach i szydełku oraz czytam książki. Moim nowym hobby od niedawna jest decoupage, a także tworzenie biżuterii z koralików. Ten blog kieruję do wszystkich, których zaciekawią moje prace, a także tych, którzy chcieliby cieszyć oko zdjęciami moich zwierzęcych przyjaciół.

Obserwatorzy

wtorek, 26 maja 2015

Człowiek o imieniu Ding Dong

Do mojego wielkiego projektu skarpetkowego (klik) potrzebowałam duże ilości takich małych zapinanych markerów. 
 Fot. ze strony knitpl.com
Są do zdobycia, owszem, ale nie należą do najtańszych (w różnych sklepach za 24 szt. w opakowaniu trzeba zapłacić ponad 12 zł). Wpadłam na pomysł, żeby poszukać na e-bayu. Znalazłam ofertę z Chin. Według opisu sto (!) takich znaczników wraz z kosztami przesyłki z Pekinu wynosiła po przeliczeniu  4 polskie nowe złote. Nie mogłam w to uwierzyć - CZTERY złote???? To niemożliwe. Chyba znajomość angielskiego u mnie, albo, co gorsza, u kolegi Chińczyka, jest mocno kulejąca. Z pięć tysięcy razy przeczytałam tę ofertę, aż w końcu pomyślałam sobie, że zaryzykuję. Najwyżej nauczę się rozumu. W końcu za cztery zł. to nie będzie nawet droga nauka. 
Na drugi dzień po wpłaceniu czterech złotych na konto Chińczyka otrzymałam informację, że towar został wysłany. Cierpliwie czekałam miesiąc - w końcu Pekin leży na drugim końcu świata. Potem przez tydzień się denerwowałam, a potem uznałam, że to jest właśnie nauczka - nie kupuj na e-bayu. Aż tu pewnego dnia sięgam do skrzynki na listy, a tam maleńka koperta, o taka:
A w niej są moje agrafki!

Po kilku minutach zauważyłam, że nadawca ma bardzo oryginalne imię.

I cały czas zastanawiam się: jak może opłacać się Ding Dongowi przesłanie z Chin stu takich wihajsterków wraz z kosztami przesyłki za cztery złote, skoro w Polsce najniższa opłata pocztowa wynosi chyba sześć?


8 komentarzy:

  1. Jak się człowiek nazywa Ding Dong to nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. :) A poważnie, to sama się zastanawiam, jak to możliwe. Swoją drogą, nasze opłaty pocztowe są dość kosztowne, często mam ochotę coś tam sobie kupić, ale koszt przesyłki przekracza wartość przedmiotu zakupu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ostatnio kupiłam książkę za 4,50. Koszty wysyłki wyniosły 7,50 - to była najtańsza opcja. W sumie 12 zł to i tak nie jest drogo,ale z Chin pewnie byłoby jeszcze korzystniej. Szkoda, że nie umiem czytać po chińsku ;)

      Usuń
  2. Kurczę nie mam takich agrafek a fajne są:) Najważniejsze że paczka doszła bez problemu teraz możesz dziergać skarpety do woli:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie markery są przydatne nie tylko do skarpetek. Używam ich przy wielu robótkach.

      Usuń
  3. Chińczycy potrafią dobrze liczyć, na pewno się mu to opłaca:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, u nas "totalnie za darmo" to tylko w reklamie jednej z sieci telekomunikacyjnych. A swoją drogą - że też ludzie dają się nabierać, że dostają coś za darmo ;)

      Usuń
  4. Ding Dongowi się opłaca, bo w Chinach i Indiach państwo wspiera eksport i zwraca koszty wysyłek zagranicznych ;) Niestety tylko u nas jedyne, co państwo robi, to wynajduje kolejne sposoby na dojenie obywateli :/
    Bardzo jestem ciekawa, co powstanie z tych agrafek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agrafki już zostały wykorzystane, o czym można sobie przeczytać, klikając w link na początku powyższego posta ;)

      Usuń

Dziękuję, że mnie odwiedzasz. Zapraszam częściej.
Zostaw komentarz, bo każdy dodaje mi skrzydeł!
I chociaż możesz pozostać anonimem, to zdradź chociaż swoje imię, bym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.