Mój mąż wie (a ENYA nie), że krety są pod ochroną. Wielkim więc problemem jest decyzja kreta o zamieszkaniu w naszym ogródku. Dotąd tradycyjnie robił sobie jeden, dwa kopczyki i można było go przekonać, że lepiej wynosić się z naszego terenu. W tym roku zawzięli się: kret - by pozostać z nami, a mój ślubny, by go jednak wyprosić. Na początek zostały zrównane wszystkie kretowiny, a do korytarzy wlane zostały resztki ze śledzi w zalewie octowej.
To nie pomogło. W drugiej kolejności wbito do ziemi metalowy pręt z umieszczoną na nim butelką, co miało kreta wystraszyć i przegonić.
Nasz kret jednak nie jest taki strachliwy - postanowił zostać. Dopiero teraz do akcji postanowiła włączyć się ENYA. Oto efekty jej pracy:
Na samym końcu musiałam wkroczyć ja, uzbrojona w szampon, wannę i ręczniki. Na koniec więc, pokazuję efekt MOJEJ pracy ;)
Czyli miałaś ciekawy dzień:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@-)
UsuńMój mąż twierdzi, że ta ochrona nie obowiązuje na terenie posesji.
OdpowiedzUsuńMy też mamy krecika. Póki co niczym go nie straszymy. Czekamy aż sam sobie pójdzie.
Nie liczyłabym na jego dobrą wolę. A jak widzę kretowiny między różami i myślę o moich biednych bylinach, to tracę całą sympatię dla tych zwierzątek. :-b
UsuńA to sobie Enia popracowała uczciwie :D U mnie krecik postanowił zamieszkać w truskawkach. Żadne tam wlewanie, polewanie, wieszanie butelek i puszek nie pomogło. Lepszy efekt dało postawienie odstraszacza na krety. Takie ustrojstwo wygląda trochę jak lampka solarna i ładuje sobie baterie właśnie ze słoneczka. Wydaje piszczący dźwięk co kilka minut. Kret chyba tego nie polubił, bo poszedł sobie z truskawek. Co nie znaczy, że nie zamieszkał w innym miejscu :D
OdpowiedzUsuńJuż słyszałam o tym ustrojstwie i zamierzam w najbliższym czasie je zakupić.
UsuńTeż miałam z nimi problemy
OdpowiedzUsuńCzas przeszły świadczy o tym, że jednak się wyniosły. Jak to zrobiłaś?
UsuńDawno temu, pamiętam program " Z kamerą wśród zwierząt " , gdy Państwo Gucwińscy z wielka miłością opowiadali o kretach i ich zwyczajach. Wtedy dowiedziałam się, że obszar terytorium takiego aparata = 30 km, więc należy takiego delikwenta złapać i w związku z prawną ochroną wynieść od nas 30 km dalej. Ja sobie poradziłam w taki sposób, że po złowieniu ryb przez ślubnego, zostawiłam głowę i całe wnętrzności na słoneczku, jednak zabezpieczone przed kotami, a gdy już zdrowo capiły wsadziłam w tyle otworów ile się dało. Zapewniam, zapach śledzików to prawie perfumy przy tym fetorze, jaki walił od rybich resztek. Krecik poszedł w siną dal :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Haha, rozumiem, że i mąż, i pies oraz kret zaliczyli kąpiel XD -> 3 ręczniki widzę =))
OdpowiedzUsuń