Po raz pierwszy w tym roku nasze "świństwo" miało możliwość skorzystania z wypasu bezpośredniego. W ogródku. Niby wiosna w tym roku przyszła wcześniej niż zwykle, ale pogoda dopiero teraz pozwoliła na wyniesienie świnek na zewnątrz. Do tej pory zielonką mogły się raczyć jedynie w domu, o co dbałam już od ponad miesiąca. Uzyskałam dodatkowe przyzwyczajenie naszych milusińskich - po usłyszeniu jakiegokolwiek szelestu uczynionego plastikową torebką, który kojarzy się prosiakom z podaniem pysznej, soczystej trawy, podnoszą taki raban, że uszy odpadają.
O mnie
- Jola z Caviarni
- Moją największą pasją jest kynologia. W wolnych chwilach zajmuję się haftem, dzierganiem na drutach i szydełku oraz czytam książki. Moim nowym hobby od niedawna jest decoupage, a także tworzenie biżuterii z koralików. Ten blog kieruję do wszystkich, których zaciekawią moje prace, a także tych, którzy chcieliby cieszyć oko zdjęciami moich zwierzęcych przyjaciół.
Ale szczęśliwe prosiaczki :) Piękne.
OdpowiedzUsuńJa muszę swoje również zacząć wypasać bo już pora.
Pozdrawiam.
Super sesja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jakie słodziaki :3 :3 :3 idę po moje prosiaki :3 wszystkie świniaczki morskie są kochane, moje też podnoszą taki alarm na szelest reklamówki XD że uszy odpadają,
OdpowiedzUsuńFajne są:)) Kiedyś też miałam takie:)
OdpowiedzUsuń