Podobno był zrobiony z granatów. Jakoś trudno mi w to uwierzyć... Moja koleżanka z pracy przywiozła go sobie jako pamiątkę z wycieczki do kraju, o którym pisała pracę magisterską. Lubiła go i często nosiła - aż w końcu się zepsuł. I co? Wiadomo - Jola zajmuje się koralikami, to będzie umiała go naprawić. W efekcie dostałam takie coś:
Obejrzałam go sobie z każdej strony. Zauważyłam, że zrobiony jest nie znaną mi techniką, a koraliki mają bardzo nieregularny kształt.
Kilka dni myślałam, co mogę z tym fantem zrobić. A potem poszłam na całość. Rozprułam to wszystko, nawlekłam na kordonek i zrobiłam sznur szydełkiem - sposobem, który pokazywałam tutaj (klik).
Wyszło całkiem, całkiem. Naszyjnik był prawie taki sam, jak oryginał - i grubość, i długość. Byłam zadowolona do momentu, gdy zorientowałam się, że srebrne końcówki, które kupiłam są za małe :( , by je wkleić.
Znowu miałam myślenice przez kilka dni. Rozwiązanie wymyśliło mi się samo - najprostsze z możliwych - w czasie snu. Znowu sprułam cały sznurek, po czym wyszydełkowałam go od nowa, tylko pierwsze i ostatnie trzy okrążenia mają mniej koralików. Dodałam dwa srebrne karabińczyki, dzięki którym będzie można naszyjnik zawiesić na łańcuszku, sznurku, albo rzemyku.
Teraz naszyjnik prezentuje się tak:
Koleżanka jest zadowolona, bo bardzo lubiła tę biżutkę i cieszy się, że nie musiała jej wyrzucić.
Wspaniale się spisałaś, naszyjnik wyszedł doskonale:-)
OdpowiedzUsuńZnakomicie sobie poradziłaś!
OdpowiedzUsuńŚwietnie Ci wyszło :)
OdpowiedzUsuńTeraz ładniejszy :)
OdpowiedzUsuńBrawo, spisałaś się śpiewająco.
OdpowiedzUsuń