Po raz kolejny, od ponad 20 lat, napasłam swoje oczy psimi pięknościami. Z reguły nie mam ochoty wstawać wcześnie rano i wyjeżdżać, zwłaszcza, kiedy pada deszcz, albo jest upał niemiłosierny, ale kiedy już tam jestem, to nie żałuję: i drogi, i zmęczenia... I żal mi tylko jednego - od kilku lat jestem jedynie widzem, nie mogę wejść na ring z moją ENYĄ, pokazać sędziom i publiczności najpiękniejszego cavisia na świecie ;) No cóż - ENYA jest domisią, bo ma zły zgryz. Mój Mąż twierdzi, że to akurat jest dla niej najlepsze, co mogło ją spotkać. Wielu ludzi, w tym cała moja rodzinka, jest przeciwnikiem wystaw psów, ale ja to uwielbiam. Z założenia każda wystawa jest swojego rodzaju przeglądem hodowlanym. Tam powinny być pokazywane najlepsze egzemplarze każdej rasy.
Po tegorocznej wystawie w Krakowie mam pewne spostrzeżenie. Otóż lubię zagadać do hodowcy, czy właściciela psa rasy dla mnie mało znanej, zapytać o blaski i cienie utrzymania danej rasy. I oni z reguły chętnie rozmawiają, aż do momentu, kiedy pada pytanie: "Czy pani jest zainteresowana kupnem takiego pieska?" Wiadomo, że nie jestem, bo mam już swoją cavisię. Wtedy taki hodowca traci zainteresowanie rozmową i wyraźnie daje mi do zrozumienia, żebym już sobie poszła dalej... Szkoda :(
W tym roku nie miałam okularów, więc poprosiłam córkę, żeby pełniła rolę fotoreportera. A potem w domu okazało się, że Krysia ma "oko z guzika" - większość zdjęć nadaje się tylko do kosza. No i oczywiście robiła zdjęcia tylko tym psom, które jej się podobały, więc wielu ras nie uwieczniła wcale.
Pekińczyka na wystawie zobaczyłam po raz pierwszy od 5 lat. Jeszcze 15 lat temu to była dość popularna rasa, teraz są tylko pojedyncze egzemplarze. W Krakowie była przeurocza 11-miesięczna suczka z czeskiej hodowli.
A tu najpiękniejsza cavisia z córką
Bardzo nam się spodobały szpice miniaturowe
Nawet nie wiedziałam, że Krysia wypatrzyła gdzieś kinga
Prawdziwy york - drobniutka psinka z baaaardzo długim włosem.
Przestraszone gryfoniki nie bardzo chciały pozować do zdjęcia
Troszkę migawek...
Reszta zdjęć nie nadaje się do pokazywania...
Co to za rasa na ostatnich zdjęciach taki misiek brązowy? U mnie widziałam dwa takie psy przelotnie. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo chińska rasa chow-chow. Zaliczana jest do grupy szpiców. Zwróć uwagę na kolor języka. Pieski wyglądają tak, jakby najadły się borówek lub napiły atramentu. Na zdjęciach Krysia uwieczniła tylko osobniki kremowe i rude, ale są jeszcze czarne i czekoladowe. Kiedyś marzyłam o takim psie...
UsuńU mnie widziałam czekoladowego i rudego:) A na mojej ulicy jest husky tylko cały biały i też wygląda jak misiek:) dziękuję za informacje :)
UsuńJeżeli cały biały, to może nie husky, tylko samoyed? One są podobne.
UsuńSprawdziłam i to jest Alaskan Malamute:)
UsuńA jakie ma oczy? Brązowe? Niebieskie? Mieszane?
UsuńA to ważne? Oczy ma brązowe:)
UsuńNie ważne, ale zdarza się, że te psy mają jedno oko niebieskie, a jedno brązowe. Ciekawie to wygląda.
Usuńzazdroszczę i to jak! Ja też tylko jako obserwator mogę, bo Szanta ma miękką końcówkę ucha. W zasadzie ten, kto się nie zna, nie zauważy, ale taki jest fakt. Dla mnie ona i tak jest najpiękniejsza pod słońcem :) Szkoda, że nie masz zdjęć większych ras, wiesz, że ja miłośniczka takich, co to klepnąć można po boku i wiadrem się pobawić :)
OdpowiedzUsuńDużych już nie mogłyśmy fotografować, bo ringi były na zewnątrz, a lało, jak z cebra :( I tak by nic nie wyszło z takich zdjęć. Poza tym psiaki wyglądały, jak zmokłe kury.
UsuńTeż uwielbiam jeździć na wystawy, ale u mnie w kręgu zainteresowań wystawy świnek morskich.
OdpowiedzUsuńTe imprezy nie są porównywalne. A z wystawami świnek mam takie doświadczenie, że z jednej z nich przywiozłam do domu Walentego, który, niestety, jest już za Tęczowym Mostem.
UsuńOch, to się naoglądałaś piękności, zazdroszczę:) Ja kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez wystaw, uwielbiałam je zarówno jako wystawca, jak i widz. Chociaż chyba wolałam być wystawcą:))) Obecnie nie jeżdżę na wystawy, musiałam zmienić rasę niestety i mam już drugiego z kolei domisia. I nagle po latach nie tylko stwierdziłam, że bez wystaw da się żyć, ale zaczęłam dostrzegać kundelki i nieszczęśników schroniskowych... Następnym psem będzie jakiś bezdomniak...
OdpowiedzUsuńCoraz częściej dochodzę do podobnego wniosku. Lata temu uwielbiałam być wystawcą. Teraz jestem tylko widzem, ale co się naoglądam i porozmawiam z wystawcami, to moje! Być może następny piesek to będzie jakiś adoptowany ze schroniska...
Usuń